Niezbyt dobrze trafili. Uciekali ile sił w nogach, napędzani adrenaliną i strachem, chociaż nikt nie deptał im po piętach. Ale trzeba było dmuchać na zimne! Dorian nie miał zamiaru spędzić nocy w zimnym areszcie, z dala od wszystkiego i sądził, że Kai też nie ma takiego zamiaru, patrząc na wypchany tyłek królika, który go przeganiał. Królik, nie tyłek. Roześmiał się. Dorczi, nie tyłek.
W każdym razie już kiedy zauważył tłum dzieciaków, które na razie jeszcze stały spokojnie, nie zauważając żywej atrakcji, zaczął krzyczeć do Kaia coś, żeby stąd spierdalali, ale zamiast trafić do chłopaka, słowa te trafiły do dzieci, które zauważyły ich migiem. Kilka mam skarciło go wzrokiem za użycie przekleństwa w pobliżu swoich pociech, chociaż zapewne i one nie szczędziły bluzgów w domu.
Przewrócił oczami i zdał sobie sprawę, że obaj są w niebezpieczeństwie. Cóż za dzikie społeczeństwo! W oczach dzieci czaiło się szaleństwo, i to spowodowane czymś tak niewinnym jak Kai w przebraniu królika.
Dorian zastanawiał się teraz, czy był to taki dobry pomysł.
Gdy został wepchnięty do tłumu dzieci, nie ogarnął w ogóle sytuacji, ale po chwili już gramolił się, niechcący roztrącając wszystkich po kolei i starając się przedrzeć do Kaia, obleganego teraz coraz natrętniej.
-
Kaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaai! - krzyknął, łapiąc go za królicze ramię.
Nie mówiąc już nic, pociągnął go mocno w kierunku wyjścia, strząsając tym samym dzieci uwieszone na jego uszach, ogonie i innych członkach. Później bocznymi uliczkami przemknęli do akademika, gdzie już nikt ich nie szukał. Ufffff! Ale słoika dżemu i tak Dorczi nie uświadczył, przez co obraził się na minutę.
zt